Strona Siedleckiej Grupy Literackiej Witraż

Krzysztof Tomaszewski

***

za szybą
drzewa bawią się w płot
a płot
w klawiaturę pianina
łąka jest tęczą
a tęcza wstążką przy błękitnej sukience

za szybą auta
ptaki wolniej szybują
chmury bawią się w żółwie
a wiatr..?

wiatru nie ma
i burzy
i deszczu
i niepogody wszelakiej

do szyby
przyklejony
fioletowy miś
z sercem wielkim jak życie
tańczy
zagląda Ci w serce
trochę przestraszony że pędzisz
trochę szczęśliwy że zerkasz mu w oczy

… podróż trwa

od wiosny
do wiosny..?


***

poduchy obłoków
kołdry chmur
ścielone przez wścibski wiatr
jeszcze
kapelusz grzyba
suchy jałowiec
i armia liści
jeszcze
panika wśród komarów
parasole mrowisk
słomkowe kapelusze traw

jeszcze
kwiaty bez kielichów
jabłka już na ziemi
zaorane pola

popatrz „kochanie”
już jesień…

czas napalić w kominku
wiklinowy fotel otulić kocem
tylko gorącą wypijać herbatę
w kubeczku
kawę
i …

przytulić mnie
gdy chłód wrześniowy
wykrada ze mnie ciepło
dla ciebie chowane

popatrz „kochanie”

to jesień..!


***

podsłuchałem

brzoza z topolą
od rana plotkowały wyłącznie o tym
że bezwstydnie śmiałaś mnie
wśród sosen
przytulać

podsłuchałem jeszcze
jak o takim grzechu
zamierzyły wichrom
i nurtowi rzeki
donieść
od siebie dodając
kilka pikantnych cytatów
z twoich zwierzeń wziętych

zobaczyłem
jak wicher
na dewotyzm brzozy
na moherowy gniew święty
wyrośniętej topoli
dmuchnął
silniej
obnażając je z liści
i kory

nie żal mi ich
a niech stoją nagie
nie mogąc ukryć
wstydu
i bezwstydu


***

serce lasu
nie jest
zielone

mchem
żywicą
grzybami nie pachnie

serce lasu
nie milczy gdy milczy
przemawiając spokojem kołysanych świerków
trzaskiem gałązek pod butami
szeptem szyszek upadających na paprocie

serce lasu
przemawia do mnie
zdziwione
że od lat tylu
szukam siebie
w sobie…


***

podarował ci kosz
po brzegi wypełniony
dojrzałymi owocami życia
które
dla niego
właśnie było zmierzchało

szczęśliwy
że dar taki
tobie
przed tobą
u twych stóp
złożyć
jeszcze zdążył

nie tym
które były minęły
kobietom
powierzył pamięć o istnieniu
tylko dla niego ważnym

a ty
po zmierzchu każdym
uczysz się wierszy na pamięć
by je kiedyś odmawiać
jak pacierz
litanię do Madonny
w Szczęściu Szczęśliwych…

***

ciszej proszę…

od codziennego krzyku
wezwań
wyzwań
deklaracji
zaprzeczeń
tatarakiem zarasta moja pamięć
lilie wodne utraciły kolor biały
jezioro nadwrażliwości nieustannie wzburzone

ciszej proszę…

nie można zmusić poety
by sadził dęby
sposobił ścieżki do rajskich ogrodów
tęczę rozwieszał codziennie na niebie
brunatnym od chmur deszczowych
nie można do miłości namawiać
przez miłość sponiewieranego
i grzebać w pamiętnikach
fotografie niszcząc
listy
zasuszone kwiaty krusząc

po prostu nie można mi tego robić
w imię zachwytu
który jutro
przestanie być
zachwyconym…


***

pod stopami
nie po raz pierwszy
śpiewa nam
polana leśna
później milknie gdy koc
przygniata nutki traw
wiolinowe klucze mchów
molowe
durowe gonitwy mrówek
pająków

nasze oczy
ciepłem witają
polany leśnej
sosnowe mury
jarzębinowe meble
oderwane przez wiatr
widelce szyszek

przybywamy
jesteśmy
odchodzimy by powrócić
pewni
że pod stopami
znów zaśpiewa nam
n a s z a
leśna polana

***

patrzysz w oczy
śmiało
nazbyt śmiało
jak na porę roku
która poszukuje ciepła tam
gdzie mroźne szaleją szaleństwa

z twarzy mojej czytasz
jak z mapy tajemnic
dowolne przypisując rozumienie znaków
symboli
linii prostych
i krzywych

zamierzyłaś
wyśledzić miejsce
w którym przetrwamy
do wiosny

patrzysz w oczy

milczysz –

***

jesteś
taka
– nieżyciowo sentymentalna

słuchasz starych przebojów
czytasz średniowieczne mity
o smokach
pokrytych blachą facetach
i miłości
dla której giną

jesteś
taka
– niepoprawnie ufna

gorejesz przy każdym zauroczeniu
dla marzeń gasisz słońce
by z własnych barw stwarzać ziemię
po której tylko aniołowi kroczyć wypada
przyjaźń nazywasz służbą
a miłość
rewolucją serc

jesteś
taka
– moja nie moja
dla nikogo
niczyja

ballado
gołębiego poddasza

***

gdy niemoc spęta nogi
ból siłę obierze dłoniom
a gorączka odbiera resztę rozumu
wtedy do drzwi
puka
samotność
inna niż dotąd poznana
bo szara
szeleszcząca torebkami z ziołami
pudełkami z tysiącem tabletek
brzmiąca butelkami
w których „cudowne” leki na wszystko

nie czeka czy ją zaproszę
do i tak samotnego pokoju

wdziera się
pod czaszką rozkłada stragan z wszystkimi
możliwymi do wymyślenia
zniechęceniami
potem siada na piersi
dusi
dławi
i śmieje się bezczelnie kościstym palcem wskazując
na puste fotele
krzesła

i nie odstąpi
ni w dzień
ni w nocy

aż przyznam
że już tylko ona mi
pozostała

***

wiersz
bez płatków śniegu
chociaż zimą pisany
w czas siarczystych mrozów
rękawiczek
czapki

wiersz
ciepły bo
serdeczny
gorący bo
aż pod sufit ulatują
żarliwe zapewnienia
zaklęcia
przysięgi

wiersz
bez zamieci białej
rozkruszonych sopli
kry na rzece
swetra z owczej wełny
wiersz
pachnący kwiatami
które na Twoich dłoniach
wiosennych zapachów
zapisały bukiet przylaszczkowy
wersy z nadzieją w tle
słowa drżące
jak palców bywa drżenie
gdy dotykam

… Ciebie…

***

pożegnałem brzozy
w myślach
w słowach
w uczynkach
one
zmartwione
bardziej brzozowe niż zwykle
pochyliły się
potargały włosy
żałobną litanią samotność moją
powierzyły mchom
paprociom

obiecały poczekać
aż powrócę
sznur dźwigając pod pachą
i gdy na imię
będę znów miał

Judasz…

***

noc
polną drogą spieszyła
by zdążyć
nim dopiję herbatę z ziół
noc ciemniejsza
od wszystkich przespanych
od nieprzespanych
od tych nieprzyzwoicie trzeźwych
i od tych pijanych

spiesząc
do snu układała
niedbale
pośpiesznie
przydrożne krzyże
potargane wierzby
na zapomnianych przez jesień liściach
litanii grzechu
utrwalając wersy

biegła
pędziła
jęcząc i zawodząc
wściekła
że sam zasypiam

bez Ciebie
nie z Tobą…

***

nie martw się
k o b i e t o
zmartwiona
bo po tamtych miłościach
śladu we mnie
nie ma
ani blizn
konturów
kropelek z pamięcią

nie smuć się
k o b i e t o
zasmucona
miłości tamte
porosły mchem
trawą
a żal
wszystek
wraz z trudnymi oddechami odleciał
na bagna

ciesz się
k o b i e t o
zaborczo zazdrosna
wszak wszystko twoje
i dla ciebie

nawet pewność
że nie wyruszysz ścieżką
którą ode mnie odchodziły
miłości
tamte

prawdziwe
ich prawdą

Blog na WordPress.com.